Poranne słońce wpadło do sypialni dwudziestosiedmiolatki przez małą szparę pozostawioną u dołu okna. Rzadko kiedy zasłaniała rolety do końca. Nie lubiła bowiem tej niewiedzy, czy na dworze jest jeszcze ciemno, czy może wszystko zaczynało się już powoli budzić do życia. Przetarła oczy i skrzywiła się, czując ukłucie bólu pośrodku głowy. Jęknęła, przewracając się na drugi bok z zamiarem dalszego snu, jednak nie było jej to dane. Telefon pozostawiony na szafce nocnej ponownie zaczął dzwonić. I nagle przypomniała sobie, co wyrwało ją z cudownej krainy Morfeusza.
Z westchnieniem spojrzała na wyświetlacz. Laura. Oblizała spierzchnięte wargi, odchrząknęła i niezbyt chętnie podniosła się do pozycji siedzącej, po czym wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Ty nie masz kiedy dzwonić?! - syknęła, masując prawą skroń. - Zlitowałabyś się nad biedną przyjaciółką czasem...
- Nad biedną skacowaną przyjaciółką? - Elise usłyszała rozbawiony głos, co lekko ją zirytowało. - Nieźle zabalowaliście wczoraj. A mówiłaś, że pod żadnym pozorem...
- To nie była impreza! - Przerwała szatynka. - Jedynie pogawędka przy kilku kolejkach dobrego bimbru.
- Podobno po bimbrze nie ma kaca.
- Kacem bym tego nie nazwała - mruknęła Bousseau. - Bardziej bólem głowy z braku snu.
Oczami wyobraźni widziała, jak Laura właśnie sarkastycznie marszczy czoło.
- Już mniejsza. Lepiej opowiadaj, co się działo! - zawołała podekscytowana. - Jak Londyn? Eden mówił, że szybko się tam zadomowisz.
- Obydwie wiemy, że nie to Cię interesuje - teraz to Elise zachichotała.
- Nieprawda! Bardziej bym powiedziała, że nie tylko to.
I już obie śmiały się jak za starych, dobrych czasów, kiedy to w każdej chwili mogły przejść kilka przecznic i spotkać się, by przedyskutować ostatnie wydarzenia z ich życia.
- Jest miły, pomocny, zabawny i przede wszystkim tak samo powalony, jak Eden. - Szatynka zaczęła opisywać Azpilicuetę, który niemalże od razu wpadł drugiej z nich w oko. - Przysięgam, jeśli z nimi nie zwariuję, to śmiało będzie można mówić o kolejnym cudzie świata.
- Tylko się nie zakochaj! - zawtórowała od razu blondynka.
- Pamiętam, że go zaklepałaś. Spokojnie. - Bousseau wstała z łóżka i powolutku podreptała w stronę kuchni. Włączyła ekspres do kawy, po czym zabrała się za robienie śniadania. - Mam nawet jego bluzę. Chcesz, to schowam ją w najciemniejszym zakątku i zostawię dla Ciebie. - Zaczęła się śmiać, nie mogąc powstrzymać chęci dogryzienia przyjaciółce.
- Nie róbmy ze mnie wariatki! - Laura udała oburzoną. - Jak już zostanie moim mężem, setki takich bluz będę miała w szafie.
I ponownie wybuchły falą niepohamowanego chichotu.
- Czyli mówisz, że byłaś grzeczna?
Elise wywróciła oczami, słysząc to pytanie. Była typem osoby brzydzącej się jakimikolwiek kontaktami damsko-męskimi po alkoholu, więc odpowiedź padła automatycznie.
- Jak zawsze! - mruknęła. W jednej dłoni trzymała nóż i bez użycia drugiej starała się nałożyć masło na kromkę chleba. - Eden Ci wczoraj jakichś głupot nagadał, że tak wypytujesz?
W słuchawce dało się wyczuć lekkie zmieszanie blondynki.
- Jak to Eden? - zapytała zdziwiona. - Nie rozmawiałam z nim od Twojego wyjazdu. Wymieniliśmy parę smsów, ale nic poza tym.
Myśli w głowie szatynki zaczęły niebezpiecznie buzować. "Z kim on w takim razie do jasnej cholery rozmawiał o drugiej w nocy?!" Zaraz jednak uspokoiła się, stwierdzając, że pewnie znowu szuka dziury w całym, jak to miała zresztą w naturze.
- Coś się stało? - zareagowała Laura, czując narastające napięcie.
- Oh, nie - wyjąkała druga z przyjaciółek. - Po prostu myślałam, że się kontaktowaliście. Nic poza tym. - Postanowiła nie ujawniać swoich głupich myśli, że Hazard znowu coś przed nimi ukrywa. Miała się przestać przejmować pierdołami i tak też będzie. Nowe życie, nowe zasady, mniej problemów oraz zmartwień. To był jej plan na pobyt w Londynie.
Nastała chwila ciszy, która zdecydowanie żadnej nie przeszkadzała. Było to zupełnie naturalne zjawisko, taki przerywnik na wykonanie kilku innych czynności. Po nim zawsze wracały do rozmowy i opowiadały sobie wszystko, co niedawno miało miejsce. Od tego, że blondynka prawie potrąciła kota sąsiadki, gdy ostatnio pożyczyła nowy samochód starszego brata, przez nową kolekcję butów widniejącą na ich ulubionej stronie internetowej, aż do opisu wystroju mieszkania Elise, którym w stu procentach miał zająć się Eden. Skończyły na standardowym wyznaniu sobie miłości, po czym przerwały połączenie obietnicą, że na dniach ponownie znajdą dla siebie trochę czasu.
Szatynka bowiem całą uwagę skupić musiała na nowej pracy w dużej agencji reklamowej, którą rozpoczynała w przyszłym tygodniu. Laura z kolei zabiegana opiekowała się maleńką siostrzenicą oraz przygotowywała do ostatniego roku studiów doktoranckich. Nic więc dziwnego, że momentów na wspólne plotkowanie było coraz mniej. Obiecały sobie jednak, że bez względu na jakiekolwiek przeciwności losu ich przyjaźń przetrwa i postanowienia tego trzymały się niczym tonący tratwy.
⭐⭐⭐
Poranek minął Elise na rozpakowywaniu walizki oraz przekładaniu w mieszkaniu wszystkiego, co tylko się dało na odpowiadające jej miejsca. Ręczniki z najwyższej półki powędrowały na najniższą, toaletka stanęła po prawej stronie od okna, a szklana lampka na metalowym stojaku znalazła swoje miejsce obok, bo kto to widział nie mieć praktycznie żadnego światła przy nakładaniu makijażu? Filiżanki przeniosła do szafki znajdującej się nad ekspresem, a komplet nowych ściereczek, ponownie starannie złożonych w kosteczkę, ułożyła w obszernej szufladzie przylegającej do zlewu. Po milionie innych zmian starła kurze, których oczywiście paradoksalnie jeszcze nie było, umyła podłogę i po otwarciu lodówki stwierdziła, że przydałoby się udać na małe zakupy spożywcze. Nie lubiła bowiem pustki na półkach, na których znajdować powinny się jej ulubione produkty gotowe do skonsumowania.
Spisała listę w notatniku swojego telefonu, ubrała się i wyszła, trzaskając drzwiami. Zbiegając po schodach starała się przylizać jakoś rozczochrane włosy, których nie zdążyła potraktować prostownicą. Zresztą, wybierała się jedynie do pobliskiego marketu. Nie miała tam dla kogo dobrze wyglądać.
I wtedy właśnie stanęła jak wyryta, czując opór z drugiej strony popychanych drzwi oraz jęk bólu potrąconego mężczyzny. Zaniepokojenie wzrosło w niej, gdy uświadomiła sobie, że owym poszkodowanym jest Azpilicueta.
- Rany, przepraszam! - pisnęła od razu. - Nic Ci nie jest?
Dopadła do niego, uważnie oglądając obitą głowę piłkarza. Na całe szczęście nie została rozcięta.
- Daj spokój, zwykłe stłuczenie. - Uśmiechnął się szeroko, rozmasowując maleńkiego guza. - Nic wielkiego. - Elise poczuła wychodzące na policzki rumieńce, gdy ten zadziornie puścił w jej stronę oczko. - Chciałem zwrócić auto, jak obiecałem, ale uświadomiłem sobie, że nie znam numeru mieszkania. Ani telefonu - wytłumaczył lekko zmieszany.
- I miałeś zamiar sterczeć tu do momentu, aż nie wyjdę? - zachichotała. Musiała przyznać, że postawa Cesara wydała jej się co najmniej urocza.
- Nie, no co Ty! Już miałem dzwonić do Edena, ale jakby... Ściągnąłem Cię myślami?
Oboje posłali sobie ciepłe uśmiechy, czując, że atmosfera została całkowicie rozluźniona.
- W dobrej chwili się zjawiłeś, wiesz? - spytała retorycznie, bacznie mu się przyglądając. I poczuła lekki triumf rodzący się w jej sercu na widok uniesionej brwi Hiszpana, sygnalizującej zaciekawienie. - Wybieram się akurat na małe zakupy i samochód może okazać się przydatny.
- Czyli wychodzi, że jednak to Ty mnie ściągnęłaś myślami - stwierdził, kręcąc głową z udawanym rozczarowaniem. - Jeśli chcesz, mogę Ci potowarzyszyć.
Szatynka ponownie się zarumieniła, co starannie ukryła pod kaskadą rozpuszczonych włosów. Nie wiedziała, skąd bierze się u niej taka reakcja i zdecydowanie owej wiedzy posiadać na razie nie chciała.
- Nie mogę przecież nadużywać Twojej uczynności - niechętnie zaprotestowała. - To byłoby wręcz niegrzeczne z mojej strony.
- A ja uważam, że pomocnej dłoni nie powinno się odtrącać - zanegował. - Poza tym śmiem twierdzić, że Twoje chude rączki mogą nie poradzić sobie z niektórymi pozycjami na liście. Czyż nie?
Belgijka zmarszczyła brwi w geście oburzenia.
- Uważasz, że coś jest nie tak z moją figurą?! - naskoczyła niczym typowa kobieta.
- Tego nie powiedziałem!
Owe słowa upewniły ją tylko w obranej wcześniej teorii, że Azpilicueta z charakteru jest pewnego rodzaju kopią Edena Hazarda, którego ciężko zagiąć w jakiejkolwiek dziedzinie.
- Dawaj kluczyki i możemy jechać - zaśmiała się.
- O nie ma nawet takiej opcji! - Elise pytająco uniosła brew. - Głupio, żeby dziewczyna prowadziła, a facet siedział na pasażerze.
- Co w tym głupiego? - spytała zaskoczona.
- Uznajmy, że jestem... Stereotypowy - znowu uśmiechnął się w ten czarujący sposób, prowadząc ją ku srebrnemu audi.
Droga do jednego z większych marketów w tej dzielnicy Londynu minęła im bardzo szybko. Wyciągali z siebie podstawowe informacje, takie jak ilość rodzeństwa, zainteresowania, czy historia znajomości Elise z Edenem, który jak się okazało przed przyjazdem dziewczyny do stolicy Anglii trajkotał o niej podekscytowany na prawo i lewo każdemu, kto tylko stanął mu na drodze. Oboje szczerze się śmiali, gdy Cesar opowiadać zaczął o znudzonym Luizie, który ukrył się przed Belgiem w schowku na miotły i w konsekwencji utknął w nim zamknięty przez sprzątaczki na długie dwie godziny, aż nie odnalazł go Maurizio Sarri we własnej osobie.
Bousseau zdradziła, że jej największą miłością od licealnych lat jest literatura, w dużej mierze Szekspir, Asnyk, Flaubert, ale także Sienkiewicz z Mickiewiczem, co mogło wynikać z dalekich, jednakże polskich korzeni dziewczyny. Zaskoczony blondyn skwitował to oczywiście nawiązaniem do Lewandowskiego oraz paru innych piłkarzy tego pochodzenia i wtedy dziewczyna wyznała, że sport nie należy do listy rzeczy darzonych przez nią sympatią. Można by powiedzieć, że było wręcz przeciwnie.
Azpilicueta z kolei przyznał się do zamiłowania motorsportem, co wyniosło na wyżyny kolejny łączący ich temat. Wrzucając do sklepowego wózka przeróżne produkty pogrążyli się w rozmowie o modelach superszybkich samochodów oraz wydarzeniach mających miejsce na torach wyścigowych, którymi Elise jako tako się jeszcze interesowała. I choć motocykle nie przypadły do jej gustu nigdy - nie uważała też, że mogłoby się to kiedykolwiek zmienić - z uwagą słuchała podekscytowanego Hiszpana prawiącego na temat wyczynów jego rodaka Marca Marqueza oraz planów odnośnie zakupu zabójczej maszyny. Skończyli na śmianiu się z siebie, gdy dziewczyna nie mogąc sięgnąć stojącej na najwyższej półce kaszy zabawnie skakała, odtrącając dłoń Cesara bez najmniejszego problemu sięgającą po pudełko. Coś chciała w końcu zrobić sama!
- Mam nadzieję, że w rekompensacie za stłuczoną głowę pozwolisz zaprosić się na kawę - zaproponował piłkarz, wrzucając pełne zakupów torby do bagażnika samochodu. - Odmowy nie przyjmuję!
- Z wielką chęcią przystanę - zawiesiła na moment głos. - Ale nie dzisiaj, dobrze? Muszę upchnąć to wszystko w lodówce i zgłosić się w końcu w centrali biura, by podpisać umowę. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Uśmiechnęła się niewinnie, patrząc prosto w jego hipnotyzujące, błękitne oczy.
- Oczywiście, że nie! Postaram się przez ten czas wymyślić coś ciekawszego niż zwykła kawa z ekspresu na mieście. - Otworzył drzwi od strony pasażera, puszczając ją przodem. Na chwilę zatrzymał jednak dłonią talię dziewczyny, by szepnąć parę słów wprost do jej ucha i wywołać w jej ciele fale elektryzujących dreszczy. - I jakoś Cię tym zaskoczyć.
~~~
Wcisnęłam w ten rozdział prawie wszystkie swoje zainteresowania i mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe hahaha. A także, że nie wyniknie z tego powodu jakiś harmider.
Azpi działa, Laura się odezwała, Edena na razie brak... Czyli tak, jak sobie to w główce poukładałam.
Obiecuję, że następny będzie troszkę, hmm, ciekawszy!
Pozdrawiam Was cieplutko!;)